sobota, 30 maja 2015

Rozdział 29 "Sa...Sacha..."

Zapraszam do czytania!
~YukinoKaki

***

-Haruka, idziesz?-usłyszałam za sobą delikatny głos białowłosej kobiety.
Pokręciłam przecząco głową cały czas wtulając się w dłoń czarnowłosego.
Jakoś przebrnęłam przez pierwsze pięć dni po wypadku. Następne dni nie zapowiadały się zbyt spokojnie. Dzień wcześniej lekarze wznawiali pracę jego serca defiblyratorem. Naprawdę strasznie się o niego bałam. Ten idiota przyprawiał mnie o zawał.
   -Ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda?-spytałam po chwili. Odpowiedziała mi cisza.-Kiedy się obudzisz? Ostatnio nie mam z kim pogadać....Akira nie chce ze mną gadać, z Kentą zerwałam, a do Sachy nie chcę iść. Od dwóch dni zachowuje się bardzo dziwnie. Czuje, że może coś do mnie czuć. Fajnie by było, jakbyś się obudził i go trochę zwyzywał...Nawet za tym tęsknie-ziewnęłam spoglądając na zegarek.-Muszę już iść. Kei pewnie jest głodny. Jak mu nie dam jeść to strasznie szaleje. Naprawdę przypomina mi ciebie-odgarnęłam włosy z jego czoła i lekko musnęłam ustami spoconą skórę na twarzy miodowookiego.
Zniknęłam i pojawiłam się w pokoju Keia, gdzie pies o tym samym imieniu wariował na łóżku. Kiedy mnie zobaczył szybko z niego zeskoczył.
   -Tęskniłeś, prawda?-w odpowiedzi dostałam parę szczeknięć.
Nasypałam psu karmy i usiadłam na kanapie wyjmując uprzednio z meblościanki dokumenty. Od wypadku Keia to ja zajmowałam się dokumentami. Musiałam przyznać, że ta praca była okropna, ponieważ mieli tam swoje własne pismo, którego nie znałam. Dostałam kartkę, jaki znak odpowiada danej literze, więc było mi trochę łatwiej.
Kei, kiedy już zjadł położył się na moich stopach. Pogłaskałam go nie odrywając się od zajęcia.
Służące po chwili przyniosły mi kawę. Podziękowałam im w dalszym ciągu zajmując się pisaniem.
Oczywiście szybko się tym zmęczyłam, więc już po paru godzinach poszłam się wykąpać. Tamtego dnia zasnęłam dosyć szybko.
Obudziło mnie warczenie psa. Zerwałam się na równe nogi. W pokoju ujrzałam Sachę, opierającego się o futrynę drzwi, popijającego kawę.
   -Czyli to tu ostatnio śpisz...
Przytaknęłam szybko siadając na łóżko. Chłopak po chwili usiadł obok mnie.
   -Co ty tu robisz?
   -Sprawdzam, czy wszystko z tobą w porządku-gdy mówił przysuwał się coraz bliżej mnie.
Oddalałam się, aż w końcu wstałam i poszłam do garderoby.
Białowłosy był skołowany, ale po chwili ruszył za mną.
   -Masz już nawet rzeczy w jego garderobie...
   -Muszę za chwilę wyjść. Śpieszę się do szpitala.
   -Dziś znów idziesz? Musisz mieć duże wyrzuty sumienia...
Odwróciłam się w jego stronę paraliżując go wzrokiem.
   -Po prostu się o niego martwię. Mógłbyś już iść? Nie mam dziś ochoty na rozmowę...-wyszeptałam szybko idąc w stronę łazienki.
Gdy usłyszałam, że chłopak wyszedł z pokoju westchnęłam z ulgą. Naprawdę nie chciałam się w tamtym okresie z nikim widywać, w szczególności z białowłosym.

***

Otworzyłam po cichu drzwi od sali i popatrzyłam na łóżko.
   -Perfidny leniuch...-westchnęłam.
Usiadłam na krześle obok łóżka wyjmując z tory stertę dokumentów.
   -Widzisz co muszę przez ciebie robić? Mógłbyś się szybciej wybudzić. Ta praca jest naprawdę męcząca...
Zaczęłam wypełniać papiery, a kiedy skończyłam już większość do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
   -O to znowu ty-wyszeptała po chwili.
   -Czy to źle?
   -Nie. Musi mieć stałą opiekę, więc bardzo nam pomagasz. Przyniosłam wyniki badań.
   -I?
   -Na chwilę obecną nie jest za dobrze. Możliwe, że stan się poprawi, ale to mało prawdopodobne...O! Znów ma za niskie tętno...Już naprawdę nie wiem co mam z nim zrobić.
   -Rozumiem...Mogłaby pani już iść? Mam zamiar go wybudzić...-spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
Pielęgniarka szybko opuściła sale. Poprawiłam włosy, a następnie szybko spakowałam dokumenty.
Nachyliłam się nad nim i złożyłam na jego ustach lekki pocałunek.
Po paru sekundach uśmiechnęłam się sama do siebie. Wzięłam torbę na ramię i szybko wyszłam z pomieszczenia.
   -Tętno ma już dobre. Nie musicie dziękować-powiedziałam do pielęgniarki, która stała za drzwiami.
   -Jak to panienka zrobiła?
Uśmiechnęłam się szyderczo.
   -Mam na niego swoje sposoby...

Albo jestem idiotką, albo zaczynam cię kochać...

Kiedy wróciłam do domu pies wylegiwał się na łóżku. Dałam mu jeść, a następnie zajęłam się resztą dokumentów.
Gdy już wszystko było skończone usłyszałam dzwonek telefonu. Odebrałam bez patrzenia, co było błędem.

~Haruka!
Ty cholerna dziewucho, gdzie się podziewasz!?~

~Aktualnie siedzę w piekle i popijam sobie herbatkę
z Lucyferem, a co?~

~Skończ już żartować i wracaj do domu!~

~Aktualnie znajduje się w domu.
Jak będę miała taką potrzebę to przyjdę.
Skończ do mnie dzwonić.
Jesteś uciążliwa....~

~Jestem twoją matką!~

~Matką?
Gdybyś chciała wiedzieć, to ja już od dawna nie mam matki.
Nie jestem w nastroju do kłótni.
Rozłączysz się pierwsza?~

~Haru...!~

~W takim razie ja się rozłączam!~

Telefon trafił na łóżko a ja obok niego. Coraz bardziej denerwowała mnie ta kobieta. W sumie to nie powinnam się tak do niej zwracać, ale nie miałam innego wyboru. Dzwoni do mnie po tym, jak przypaliła mi szyję papierosem. Ona naprawdę była godna pożałowania.
Po godzinie pokojówki przyniosły mi kolacje, którą zjadłam ze smakiem.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam.
Pojawiłam się w pokoju Eve. Dziewczyna siedziała na fotelu popijając kawę.
   -Nareszcie jesteś. Myślałam, że już nie zdołam cię ściągnąć.
   -O co ci chodzi.
   -O nic. Usiądź i napij się ze mną.
Nie mogłam jej rozgryźć. Była zupełnie inna. Wodziła za mną wzrokiem przez cały czas chichocząc pod nosem. Wzięłam do ręki kubek, który leżał na stole i popatrzyłam w jego zawartość.
   -No dalej, do dna.
Tak jak myślałam, coś było nie tak. Odłożyłam kubek na stolik nie odrywając wzroku od dziewczyny.
   -Powiedz...Dlaczego Kei jest w szpitalu? Przecież miałam do tego nie doprowadzić, a jednak...
   -Cóż...Nie mogę przewidzieć wszystkiego. Musisz się z tym pogodzić. Kei jest w bardzo ciężkim stanie. Nieuniknione, że umrze.
   -Skąd wiesz w jakim jest stanie?
   -Oj, kochana. Długo będziesz mnie jeszcze o wszystko wypytywać? Czuję się dziwnie.
   -Ostatnie pytanie...Dlaczego w mojej kawie pływa trutka na szczury? Myślisz, że jestem taka głupia, aby to wypić.
Brązowowłosa przegryzła wargę wbijając we mnie wzrok.
   -Nie wiem, o co ci chodzi.
   -Miałaś coś wspólnego z wypadkiem Keia?
   -Co do wypadku to nic nie wiem.
   -Co się z tobą dzieje.
   -Przestań zadawać tyle pytań...
Podniosłam się z miejsca chwytając nóż, który leżał na stole. Skierowałam go w stronę kobiety.
   -Co mi chciałaś zrobić, mów!
   -Wnerwiasz mnie dziecinko. Nie radzę ci tego robić...-zazgrzytała zębami.
   -Mów! O co ci do cholery chodzi!
   -A mogłaś to tak spokojnie wypić...Nie byłoby wtedy takiego zamieszania. Przestań krzyczeć, bo mi uszy puchną.
   -Dlaczego chciałaś mnie otruć?
   -Ojj...I tu się grubo mylisz. Nie chciałam cie otruć, chciałam cie zabić. W sumie to mogłam zacząć od Keia i widzieć twoją rozpacz, ale wolałam ci tego oszczędzić. Ciekawe jak wtedy wyglądałaby Irina...
   -Czego od nas chcesz?
Automatycznie włosy kobiety zrobiły się białe, a oczy miodowe. Wyglądała jak bliźniaczka Iriny.
   -Chcę zobaczyć moją siostrę na skraju rozpaczy-w jej dłoni pojawił się sztylet.-Najpierw ty, później on-wymachiwała nim to na prawo, to na lewo.-A na końcu Hitaro. Zemsta jest taka cudowna...Wbijesz w siebie ten nożyk, czy sama mam ci go wbić.
Nie wiedziałam co zrobić. Chciałam się obudzić, ale nie wiedziałam jak. Rzuciłam nóż w jej stronę. Rozciął jej policzek, nic więcej jej nie zrobił.
   -Oj głupiutka...Jeżeli mnie zabijesz, to znikniesz już na zawsze. Nie wiedziałaś? Aktualnie znajdujesz się w moim śnie. Jeśli ja się nie obudzę, to ty też. Prosta filozofia.
   -Jest też bransoletka...
   -Możesz ja zniszczyć tylko wtedy, kiedy jesteś po za snem. Kochana...Jestem mądrzejsza od ciebie. Napijesz się?
   -Pierdol się!
   -Dobrze...Skoro nie ty, to muszę iść do niego...Problemu nie będzie. Na pewno przekaże mu ładne pozdrowienia. Upss...Nie usłyszy ich-kobieta zniknęła.
Nie wiedziałam co zrobić. Jeżeli to co mówiła było prawdą, to nie mogłam się stamtąd wydostać.
Jedynym wyjściem była bransoletka, ale nie miał mi jej kto ściągnąć.
Chwila...Jeszcze był Kei...
Skupiłam się na zwierzęciu. Jedną ze sztuczek, których nauczyła mnie Irina, była telepatia.
Szybko przekazałam zwierzęciu potrzebne informacje i już po chwili obudziłam się w pokoju czarnowłosego. Przetarłam oczy szybko wstając. Pogłaskałam psa sekundę później znikając.
Byłam w szpitalu, w sali miodowookiego. Rozejrzałam się dookoła nigdzie nie znajdując Eve.
Przytuliłam do siebie chłopaka nie wiedząc co zrobić.
Usłyszałam głośny pisk maszyny stojącej obok czarnowłosego. Szybko zawołałam lekarzy, którzy natychmiast podjęli się próbie ratowania jego życia.
Stałam przed salą nie wiedząc co ze sobą zrobić. Usłyszałam śmiech dochodzący zza moich pleców. Odwróciłam się szybko i ujrzałam rozpromienioną Eve.
   -Co ty mu zrobiłaś?
   -Ja? Absolutnie nic. Mówiłam, że ty skarbie pójdziesz na pierwszy ogień. Do zobaczenia. Jeszcze z tobą nie skończyłam-białowłosa zniknęła a ja usiadłam na ziemi.
Oparłam się o ścianę czekając, aż lekarze wyjdą.

***

-Już jestem-wykrzyczałam, ale odpowiedziały mi maszyny.
Usiadłam przy łóżku uprzednio całując chłopaka na powitanie.
   -Jest dzisiaj brzydka pogoda. Pojechałabym w jakieś ładne miejsce. Co o tym myślisz? Jak wyzdrowiejesz, to pojedziemy gdzieś razem? Byłoby naprawdę fajnie...-usłyszałam skrzypienie drzwi. Odwróciłam się a na mojej twarzy zawitał sztuczny uśmiech.-Co ty tu robisz Sacha?
   -Dzisiaj wszyscy przyszliśmy się z nim zobaczyć. Mam cię wziąć na dwór. Musisz się przewietrzyć. Idziemy?
   -Ano...Dobrze-odwróciłam się w stronę czarnowłosego.-Za chwilę wrócę. Pa-zmierzwiłam mu włosy.
Chłopak wyprowadził mnie na zewnątrz. Nie wiedziałam o czym z nim rozmawiać.
Chodziliśmy tak jakieś pół godziny. Przez cały czas patrzyłam na zegarek.
Bardzo chciałam wrócić do Keia. Chłopak szedł coraz szybciej. Zostawałam w tyle.
Poczułam na ubraniu kroplę wody.
   -Chodźmy. Zaczyna padać a moja fryzura nie najlepiej znosi deszcz...-powiedziałam i ruszyłam przodem.
Wiedziałam co chciał mi powiedzieć, ale nie chciałam usłyszeć tych słów z jego ust.
   -Kocham cię!-wykrzyczał na co się zatrzymałam.Odwróciłam się do niego i zaczęłam się śmiać.
   -Nawet tak nie żartuj-z każdą następną sekundą stawałam się coraz bardziej przemoknięta.
   -Chodźmy. Pewnie na nas czekają.
   -Odpowiedz...-miodowooki nie odpuszczał.
Chodź staliśmy parę metrów od siebie to mogłam dostrzec, że mówi śmiertelnie poważnie.
Staliśmy tak przez chwile, aż chłopak nie zaczął się do mnie zbliżać.
   -Sa...Sacha...
   -Odpowiedz!-naciskał coraz bardziej.-Jestem dla ciebie kimś więcej?
Przełknęłam głośno ślinę i zamknęłam oczy.
   -Ja...
   -Coraz bardziej prosisz się o lanie.....
Odwróciłam się i ujrzałam czarnowłosego chłopaka.Nadal miał na sobie wiele opatrunków.
   -Kei! Obudziłeś się! Powinieneś wracać do szpitala! Jesteś jeszcze za słaby....
   -Ty też siedź cicho. Na parę dni straciłem przytomność a ty już romansujesz sobie z kimś innym....Kiedy usłyszałam, że jesteście na randce odzyskałem siły. Gdy wrócimy do domu czeka cię kara. Idziemy...-chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę.
Kiedy postawił pierwszy krok poczułam, jak z drugiej strony inna osoba chwyta moją dłoń. Czarnowłosy zatrzymał się i spojrzał na Sachę zabójczym spojrzeniem.
   -Ona tu zostanie póki nie odpowie.....
Widziałam, jak do teraz opanowany Kei był powoli wytrącany z równowagi.
Pociągnął mnie mocniej. Sacha puścił moją dłoń. Schowałam się za nadal słabym czarnowłosym. Chłopak poklepał mnie po głowie i podszedł do Sachy.Chwycił jego bluzkę i podniósł go do góry. Pierwszy cios, który mu zadał był lekki.
   -Tylko na tyle cie stać?-wyrechotał białowłosy.
Kei stał się już śmiertelnie poważny.
   -Nie rób tego!-krzyczałam, ale to nic nie dawało. Podbiegłam do niego i chwyciłam jego dłoń. -Chodźmy....-wyszeptałam i odciągnęłam go od siebie.
W końcu ustąpił. Widziałam, że był bardzo zmęczony.
Bardzo się cieszyłam, że chłopak się obudził. Bardzo to nawet za mało powiedziane. Chciałam rzucić się mu na szyję i piszczeć ze szczęścia. Byłam też na niego zła. Jak on mógł wyjść z łóżka? Ledwo trzymał się na nogach.
   -Musimy wracać. Zawołam pielęgniarki.
   -Nie. Powiedziałem Irinie, że mają mnie przepisać do innego szpitala.
   -To znaczy?
   -Wracam do domu.
Nie mogłam uwierzyć w to co mówił. W końcu zniknęliśmy i pojawiliśmy się w jego pokoju.
Chłopak od razu stanął jak wryty.
   -Co to ma kurwa być?
   -Ano...Kei, poznaj Keia.
Miodowooki popatrzył na mnie z chęcią mordu.
   -Dlaczego on leży w moim łóżku? A może jeszcze lepsze pytanie, dlaczego moje ubrania leżą porozwalane na kanapie?
   -To nie tak jak myślisz...
   -Niech zgadnę...Tak bardzo za mną tęskniłaś, że spałaś w moich ciuchach, w moim łóżku i z psem, którego nazwałaś moim imieniem, nie mylę się?
Zrobiłam się cała czerwona. Miodowooki poklepał mnie po głowie. Uśmiechnęłam się do niego, a ten po sekundzie chwycił mnie za bluzkę i wrzucił do łazienki. W moje ślady poszedł pies.
   -O co ci chodzi?
   -Od dzisiaj masz zakaz wstępu do mojego pokoju!
   -Jeszcze zobaczymy...
Czarnowłosy trzasnął na zakończenie rozmowy drzwiami, na co ja wybuchłam głośnym śmiechem.

Chyba już wszystko wraca do normy...

***
W następnym rozdziale....
**
   -Wszyscy wyjeżdżają na tydzień. Jesteśmy sami...
*
   -Kei! Nic ci nie jest! 
   -Kei!
   -Nic nic. A co z tobą? Jesteś cała?
*
   -Dziękuje...
   -Za co?
   -Za...wiesz...
   -Za co?
   -Za to, że mnie uratowałeś! Zadowolony?
*
 Mimo wszystko zależy mi na tym głupku...



1 komentarz:

  1. Jak zwykle kolejny świetny rozdział nie mogę się doczekać dalszej części <3 XD

    OdpowiedzUsuń